Dawno nie pisałem nade długiej i rozjechanej relacji z meczu...nie było okazji, a może styl się trochę zmienił. Jednak z tego spotkania przywiozłem tak wiele pozytywnych wspomnień i wrażeń, że mimo nie opisywania wszystkiego relacja ma prawo nieco się rozciągnąć. Chwilę po ustaleniu terminarza najwyższej polskiej klasy rozgrywkowej większość z nas obrała sobie za cel wyjazd do Szczecina i umacnianie zgody z Portowcami. Wiadomym było, że tego wyjazdu nie można odpuścić. Wszak minęło już 6 lat od ostatniego ligowego spotkania Pogoni z Legią. Odpowiednio wcześniej ustalamy środek transportu oraz rezerwujemy pokój w hotelu. Wyjazd zaplanowaliśmy na niedzielny poranek (mecz w poniedziałek). Poprzedzamy go sobotnim meczem przyjaźni i grubym melanżem z Mazovią, co owocowało dobrymi humorami już na samym początku naszej podróży. Po zakupieniu zaopatrzenia w Pilawie wsiadamy w pociąg rejsowy, którym bez przesiadek dojeżdżamy do samego Szczecina. W drodze poznajemy m.in. typa z Poznania - niezbyt kumatego sympatyka Lecha, którego ochrzciliśmy "Kocioł", Opuszczając nasz przedział nie bardzo mógł poruszać się na własnych nogach, a jechał z nami tylko od Pilawy do Centralnego w Warszawie :) W stolicy na Wschodnim dosiadają się kolejni Legioniści (m.in. z Sulejówka i Bielan). Podróż mija niespodziewanie szybko i w miarę spokojnie. Nie zabrakło wesołych akcentów, a to za sprawą wspomnianego B. z Bielan. W Szczecinie czekała na nas grupka ok 50 Portowców i Legionistów. Fajne przywitanie w blasku racy odpalonej przez jednego ze znajomych Warszawiaków. Większość wsiada w tramwaj i rozjeżdża się w swoje strony. Nas odbiera kilku znajomych, z którymi taksówkami docieramy do naszego miejsca zakwaterowania. Jak się okazało "hotelik", w którym się zatrzymaliśmy to najzwyklejszy budynek koszarowy. Od razu jednemu z nas przypomniały się wesołe czasy wojskowej służby ;) Po doprowadzeniu się do kultury ruszyliśmy nacieszyć się nocnym życiem Szczecina. Z Ku Słońcu, gdzie mieści się Hotelik Szwejk przemieszczamy się taksówkami do centrum. Tam szybko zostajemy namierzeni przez Portowców, którzy zabierają nas ze sobą w celu umacniania zgody. Jak się okazało było z nimi wiele znajomych twarzy z Warszawy, a chłopaki, którzy się nami "zaopiekowali" to m.in. kibice ze Szczecinka (przy okazji pozdro dla ziomka z Wielima, który zaintonował "Huta Czechy aeeao" na jednym z sczecińskich placów) Razem zwiedzamy miasto dobrze się bawiąc niemal do świtu. Wszędzie czuć było atmosferę zgodowego meczu. Jakoś tak kończy się pierwsza noc w Szczecinie. Na mieście na każdym kroku można było spotkać kibolstwo w barwach obu klubów. Drugi dzień stał pod znakiem ogarniania biletów/kart kibica Pogoni, co nie było łatwym zadaniem ze względu na ogromne kolejki przy kasach. Wszystko załatwiamy jakieś trzy godziny przed meczem międzyczasie kupując okolicznościowe koszulki "Lecim na Szczecin" nie zapominając przy tym o naszym podopiecznym - Kacperku. Powrót do hotelu, przedłużenie doby o kolejną noc (miejscówka bardzo tania, tylko właściciel trochę upierdliwy), obiadek w hotelowej stołówce (przypominał czasy dobrej wojskowej szamy), prysznic i wyjazd pod stadion. Pod bramami ogromny tłum. Nam przy odrobinie szczęścia udaje się szybciej wbić na sektor najwierniejszych fanatyków Pogoni, którego połowa należała tego dnia do Legionistów. Na brak atrakcji nikt nie miał prawa narzekać. Zaczynając od zajebistej zabawy przy kawałku puszczanym wcześniej w pociągu przez chłopaka z Bielan, przez doping na bardzo wysokim poziomie, kończąc na 4 oprawach przygotowanych przez ultrasów obu klubów, okraszonych ogromną masą pirotechniki. Na boisku inicjatywę przejęli piłkarze Legii, ale nie to było najważniejsze tego dnia. Próbując podnieść na duchu grajków Pogoni, między zgodowymi pieśniami często dopingowano właśnie ich. W drugiej połowie mimo nienajlepszych warunków atmosferycznych większość sektora bawi się bez koszulek przy pieśni zaintonowanej przez Portowców, która wychodziła rewelacyjnie - "Bo Pogoń i Legia to jedna rodzina, starszy czy młodszy, piknik czy chuligan". Po końcowym gwizdku obie grupy głośno podziękowały sobie za wspólną zabawę, a umacnianie zgody przeniosło się na ulice Szczecina. Frekwencja tego dnia na stadionie Pogoni wynosiła 15.000 z czego ponad 2000 stanowili kibole Legii, w tym 5 przedstawicieli naszej grupy. Nasz grupa nieco zmęczona weekendowymi atrakcjami po jakimś czasie wbija w tramwaj i wraca do hotelowego pokoju, a raczej koszarowej izby ;) Najedzeni pizzą i upojeni napojami, po ekscesach z właścicielem lokalu kończymy ten piękny dzień...znów nad ranem. Po około godzinie snu pakujemy się na pociąg powrotny do Warszawy. Podróż minęła dość szybko i bez większych emocji. Po około 53 godzinach wyjazdowych atrakcji meldujemy się w Hucie. Zmęczeni, niewyspani, na mega kacu, ale zarazem szczęśliwi i zadowoleni z możliwości przeżycia tych niezwykłych chwil. Pozdrowienia dla wszystkich, których dane nam było poznać na wyjazdowym szlaku!
|