Po dłuuugiej przerwie urozmaicanej od czasu do czasu meczami legijnych sekcji przyszedł czas na powrót ligowych zmagań. Dobrym prognostykiem była informacja o dogadaniu kwestii naszego powrotu na trybuny przy Ł3 na kilka dni przed pierwszą kolejką - wyjazdem do Kielc. Na to spotkanie udało się nam uzyskać bilety z puli SKLW i już na kilka dni przed meczem można było szykować się na wyjazd. Poszczęściło się także jednemu Legioniście z Garwolina, któremu udało się kupić bilet przez internet, co jest nie lada wyczynem mając do dyspozycji tylko 10% z całej puli. We dwóch w sobotę z samego rana ruszamy do stolicy - na Dworzec Warszawa Zachodnia skąd zaplanowano wyjazd pociągu specjalnego zorganizowanego przez SKLW. Fajną akcję zaplanowali zakazowicze ze Śródmieścia i Włoch, którzy odpalili pirotechnikę i rozwiesili transparenty przy jednej ze szkół w pobliżu przejazdu naszego pociągu. Podróż do Kielc minęła szybko i w dobrych humorach - wśród kibolskiej braci. Na trasie miał miejsce jeden przystanek na jakieś niewielkiej stacji, gdzie odbyła się spontaniczna bitwa na śnieżki. W Kielcach jesteśmy koło 14:00. Wysiadamy - piździ jak w kieleckim. Dworzec szczelnie obstawiony przez policje, która kieruje nas do podstawionych autobusów przegubowych. Bocznymi drogami dojeżdżamy na stadion. Wejście na obiekt Korony przebiegło w miarę sprawnie. Wchodziliśmy tymi samymi kołowrotkami, co w maju zeszłego roku na finał PP z Ruchem Chorzów. Będąc już na stadionie odwiedzam tutejszy catering, który serwuje całkiem dobra kiełbe z bułką w niewygórowanej cenie. Do tego ciepła herbata i można było wrócić na sektor, gdzie spotykam m.in. K. z Pogoni Grodzisk, którego pragnę pozdrowić! Dobrze oflagowaliśmy sektor gości i już podczas rozgrzewki daliśmy o sobie znać, gdy stadion był jeszcze w zasadzie pusty. Ogólnie frekwencja na Koronie marna. Będąc tu turystycznie jeszcze kilka lat temu na meczu Korony z Odrą Wodzisław było znacznie lepiej w tej kwestii. Jednak, co przeżyli Koroniarze przez te kilka lat to ich. Wszak komendant, który teraz tak dzielnie strzeże prawa w stolicy, jeszcze nie tak dawno skutecznie "umartwiał" młyn Kielczan. Pierwsze 45 minut to nie najgorszy doping z naszej strony prowadzony w asyście dwóch bębnów przez Starucha. Jednak zimne wiatry i może w niektórych przypadkach wypite w drodze napoje nie dawały rozkręcić sie na maxa. W drugiej połowie poszło już znacznie lepiej, o co z całego serca zadbał Staruch. Bardzo dobrze wyszedł nam hit z Wiednia, który ciągnęliśmy kilkanaście dobrych minut. Przez kilka chwil czuć było fanatyzm. Młyn Korony można określić na przeciętny. Od czasu do czasu ryknęli głośniej, ale bez szału. Rzucili konfetti i cały mecz machali flagami na kijach. Razem z nimi na młynie Stal Mielec z flagą. Niestety piłkarze stołecznej Legii nie stanęli na wysokości zadania przegrywając pierwszy mecz z niżej notowanym rywalem 3 do 2. Zawodnicy podeszli pod sektor ze spuszczonymi głowami i usłyszeli "Walczyć trenować..." oraz "Jesteśmy z Wami...". Po meczu trzeba było poczekać nie całą godzinkę na otwarcie bram i wyjazd autobusów na kielecki dworzec. Międzyczasie szalik naszego FC trafia do jednego z kolekcjonerów legijnych szali oraz kilka koszulek dla najmłodszych znajduje drogę do zapisanych osób. Na powrocie mnóstwo ciekawych, wesołych, spontanicznych sytuacji, których pozwólcie, że nie będę opisywał :) Jedynie pozdrowić mogę cały mój przedział, z którym rozkręciliśmy mega doping z pomocą bębna. Hitem wyszło "Tylko Legia, ukochana Legia...". Koło 3 rano meldujemy sie w domach. Od nas jedna osoba.
Tutaj znajdziesz więcej informacji oraz zdjęcia z meczu. Zdjęcie wykonane prze fotografów portalu www.legionisci.com |